jednego życia tak mało
tego lata graliśmy wiele spektakli,
a ja ciągle w tej samej wymiętej sukience.
zmieniał się tylko kąt padania światła
i brzmienie skrzypiec pod podłogą.
w prologu zwykłam rozkładać serwetki,
perfumować skronie. czasem otwierałam okno,
żeby zapamiętać fakturę drzew i dachów.
zapach stygnących w deszczu parapetów.
ze sceny zbiegłam bez oklasków,
za to z nową biografią w walizce.
i nadzieją na główną rolę
w kolejnych antygonach.
Etykiety: Wiersze
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna